Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

film


Jacek_Suchowicz

Rekomendowane odpowiedzi

cóż ja ci mogę wyznać w lutym
gdy polubiły się śnieg z deszczem
marazm rozgościł się i utył
a śpik ziewając szepce jeszcze

przybrudził śnieg się na ulicach
z nieba na głowy siąpi szarość
najlepsza książka nie zachwyca
to co przyjemne zda się karą

na domiar złego łamie w krzyżu
apsik powierci ostro w nosie
barometr biesi się na niżu
nic nie pozwoli wygrać lotek

otula ciepłem melancholia
z kątów wyłażą sentymenty
a rozsypana z kropli kolia
wisi na drzewach rynnach smętkiem

cicho schodzimy z życia sceny
pod parasolem chyląc skronie
idąc aleją mgłą giniemy
listy płac nie ma - tylko koniec

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jacek_Suchowicz

Witaj Jacku - tak to już jest o tej porze - zwłaszcza gdy pora nie taka jak powinna.
Listy płac nie ma - tylko koniec - oświeć mnie co miałeś na myśli .
Czytając twój wiersz mam wrażenie że o taką myśl już się otarłem .
Chyb Alicja napisała coś w tym stylu .
pozd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

na końcu każdego filmu leci lista tych, którzy wzięli za udział a potem pojawia się słowo koniec, aby nikt nie siedział dalej, tylko opuścił szybko salę celem przewietrzenia (się i sali) i kolejnego seansu.
wiesz czytam dużo wierszy. Wiersze Alicji wpadają i zdarza się, że po dobroci nie chcą wypaść - przypomnij który - jeśli to plagiat - usuwam.

dzięki Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




A śnieg pada

Właśnie herbatę z rumem piję,
bo nawiedziła Gdynię zima,
hiacynty kwitną u mnie w domu
za oknem grad, no nie wytrzymam

I wieje jak na łysej górze
jakby się wiedźma powiesiła
świszczy i gwiżdże, zwiewa rymy
jeszcze cię nie ma, nie wytrzymam

Nieśmiały krokus stulił piąstki
wczesnorozkwitły soplem grymas
dzielne maleństwo, a śnieg pada,
ile mam czekać, nie wytrzymam


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


heerbatę pijesz po góralsku
chociaż nad morzem sobie mieszkasz
hiacynty pachną wręcz niebiańsko
duje i nie zamierza przestać

bo Europie wokół zima
Hiszpania w dwumetrowym puchu
Włochy Chorwacja – jazdy nie ma
z zaopatrzeniem także krucho

a nas dosięgnął tylko marazm
porywnym wiatrem szyby smyra
trzeba się zawziąć sprężyć zaraz
z uśmiechem czekać i wytrzymać
:)))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



łatwo powiedzieć 'trzeba czekać'
łatwo napisać 'masz wytrzymać'
a weź się wystaw sam za okno
a potem mów, że śliczny klimat

toż zęby dzwonią jak łyżeczka,
mało nie zgryzę filiżanki
i gęsia skóra, będą pióra?
poszukam swetra, bo mam ciarki

:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

na filmy rady mądrej nie ma
żeby był koniec jest początek
podróży w której barometry
chcą składać wyże w piruety.. ;)

i jest muzyka ona w szarość
potrafi kwiaty wplatać dźwiękiem
cierpliwie czeka aż w przyjemność
zmienimy to co zda się lękiem


Poprawiacie mi (Ty i Alicja) nastrój wymianą myśli, bo prawie zawsze rymowana.
.. ps. ja, oczywiście, nie, żeby dogonić.. ot, próbuję dla zabawy.
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


po cóż wystawiać się za okno
wystarczy grzejnik ciut odkręcić
łyk naleweczki z pigwy połknąć
energii zaraz będzie więcej

zaś od dzwonienia jest telefon
potrafi przynieść dobrą radę
a gęsia skóra pióra będą
gdy gąskę sprawisz na obiadek

swetra nie szukaj bo i po co
nie lepiej z misiem wejść układy
on ukołysze do snu nocą
mruczanką słodką Cię zabawi
:))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 lata później...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To Twoja wina :)

Zawzięłam się na dobre wiersze, w każdej wolnej chwili zamierzam łowić i  wyłowić wszystkie perełki, bo warto.

I Waszego - jak piszesz - ostrzenia piórek  nie można  (moim zdaniem) tak po prostu pominąć.  Owszem, minęło trochę czasu i pojawili się nowi piszący ale tym bardziej należy  wyciągnąć, odkurzyć i podziwiać umiejętności.

To wszystko :)

 

Pozdrawiam cieplutko :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Karb udała Rada. Bobu, bo wisi Bob! O, bis! I w obu Boba dar, a ładu brak.    
    • Czy myślisz że ciebie prowadzę? Szanuję od zawsze twą wolę. Wybierasz kierunki wydarzeń, zaliczasz wykroty z mozołem.   A drodze wygodnej i gładkiej, takowej przenigdy nie ufaj. Lecz pozwój, by Bóg twój od teraz, prowadził i nie dał ci upaść. :)  
    • Dokąd prowadzisz mnie drogo, zanim spod nóg się usuniesz? czy w wiekiem będziesz mi bliższą, abym cię mogła zrozumieć? Ile masz w sobie zakrętów, za którym już cisza głucha? Czy mogę z jasnym spojrzeniem, bardziej niż sobie zaufać?  
    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...