Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Liściopęd


Jerzy_Edmund_Sobczak

Rekomendowane odpowiedzi

Niestraszne mi chmury gradowe, gdy moc dłoniom łaskawa
rozbija martwe kamienie, zamienia skały w glebę
pod łąki, polany na błękicie, spoglądające tym niebem
dwojgiem oczu we dwoje.
A wiem, które moje, bo mrużę z obawy.

Czas nie pozwala szaleńcom zapomnieć o śnieżnych zimach.
Bo obłędem jest, chyba, nosić w sercu odłamki lodowe
skuwające duszę.
Ale kiedy za rękę mnie trzymasz, te się kruszą,
a ja wpadam z jednego szaleństwa w drugie.
W twoje piersi. W ogień.

Z chaosu? Z miłości? Znienacka, wszystko wyszło.
Ot tak.
Ponura entropia rozbija porządek styliskiem swojej kosy.
Rozsyła gwiazdy w przesunięciu ku czerwieni.
I tej jesieni, znowu mi brak...
A więc pomyślę o twojej sukience, czas zapętlę, aby zakwitła różą.

Nie zważając na mrozy, własnym ogniem zapłonie,
oczyszczając duszę ze zbędnych jej zwątpień,
które popiołem użyźnią świeżą glebę wiosną,
wyklują nadzieją i pąkiem nieśmiałych pierwiosnków,
wierszem poświęconym tobie.

Wśród gajów krwistoczerwonych, wodę w wino zmieniasz.
Lepkie jak krew, i słodkie, bo twoja. Nie rozleję,
niech pulsuje w żyłach, wersach.
Spróbuj - gorycz opada z listopadem. W tętnie deszczu
wcale nie bezradni, choć pod prąd, każda chwila.

Choćby ta jedyna?
Ta, która wżarła się w pierś iskrą, solą w oko.
Czym się ziści? Jak zakwitnie?
Z pretensją do wieczności, łykam własny ogon, nie sięgając,
więc w pląsie, psim, odwiecznym tańcu, w pogoni za minionym,
odkrywam przyszłe karty dziś opadłych liści.

J.E.S.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...