Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Aby tradycji stało się dość


Oxyvia

Rekomendowane odpowiedzi

– Rany boskie, przestańcie! Ale z was tradycjonaliści!
Takim jękiem zawsze kończyły się dyskusje Bożydara Pompatyla z rodzicami na temat wartości i zasad – zawsze, jak daleko sięgał pamięcią (i oni też). Nie mógł słuchać niekończących się wywodów o tym, jakim być powinien, kim być powinien, jak i co należy robić, co i jak należy myśleć, co i kiedy trzeba odczuwać, co wypada, co nie, co wolno, co nie, jakie są uniwersalne wartości i absolutne cele życia człowieka, zwłaszcza prawdziwego Polaka i katolika.
– Bądź grzeczny dla nauczycieli i księży. Kiedy dorośli do ciebie mówią, powinieneś wstać. I nie wolno się odzywać, kiedy rozmawiają starsi.
Tak, ale nikt nigdy nie słuchał, kiedy on – Bożydar – próbował coś ważnego im powiedzieć. Nikogo nie obchodziło, że lubi biegać po kałużach na wiejskich drogach, więc ubierano go w eleganckie ubranka, których nie wolno mu było zabrudzić. Nikt nie przyjmował do wiadomości, że czasem nie mógł odrobić lekcji, ponieważ bardzo bolała go głowa – niezależnie od tłumaczeń zawsze wtedy otrzymywał ocenę niedostateczną, bo taki był porządek rzeczy. A kiedy prosił mamę w sklepie o kupienie mu czekolady, nieodmiennie słyszał, że to niezdrowe – i dostawał kwaśne jabłko.
Takie samo ciosanie kołków na głowie było w szkole: bądź grzeczny; nie rób min; ucz się pilnie; pisze się tak, a nie inaczej; czyta się tak, a nie inaczej; myśli się tak; czuje się tak; wierzy się tak…
– Dlaczego masz słabe stopnie z matematyki? I z fizyką kiepsko… Bożydar! Chłopiec i nie umie przedmiotów ścisłych?! To kim ty zamierzasz być w przyszłości? Mężczyzna to musi mieć poważny zawód, jakiś techniczny, żeby zarobić na rodzinę! A ty?…
– Nie uganiaj się za łatwymi dziewczynami – słyszał w późniejszych latach – i nie trać głowy dla panienek. Ucz się, to najważniejsze. Jak to: dlaczego? Bo panienki nic ci nie dadzą, jeszcze z forsy oczyszczą, a nauka jest potrzebna! Jaka żona? A, żona to co innego, żona jest najważniejsza. Ale to jest żona. A panienki są diabła warte. Ucz się i nie lataj za dziewuchami!
Ale nie raz słyszał, jak rodzice się kłócili, zadając sobie wymyślne tortury i głębokie rany. A kiedyś matka krzyknęła do ojca:
– Nie udawaj, że jesteś bajecznym rycerzem! Przecież wiem, że ożeniłeś się ze mną dla pieniędzy mojego ojca!
– No chyba, że nie dla urody!… - odszczeknął ojciec.
„Acha, to tak wygląda miłość i święty sakrament małżeństwa” – pomyślał Bożydar. „I pewnie podobnie wszystkie inne sakramenty. Bardzo mi święte, rzeczywiście”.
A gdy był studentem, często słyszał:
– Synku, gdzie ty chodzisz całymi nocami? Ja się tak martwię o ciebie! Nie śpię do rana, dopóki nie wrócisz, denerwuję się... Miej szacunek dla matki! Jestem już stara, schorowana, a ty mi dokładasz gwoździ do trumny! Szlajasz się gdzieś, wracasz po alkoholu... Synku! Tak nie wolno! Porządni ludzie...
Porządni ludzie, jakimi byli rodzice, wracali do domu zawsze przed dwudziestą drugą. Zresztą w ogóle rzadko wychodzili. Dlatego mieli czas codziennie się pokłócić i naubliżać sobie nawzajem od drani, kretynek, chamów, idiotek, i nakrzyczeć się do woli, że sobie wzajemnie zmarnowali życie, a przede wszystkim najlepsze lata, czyli młodość. Bożydar nie umiał zrozumieć, po co w takim razie się pobrali, zamiast sobie dłużej poszaleć – jak on.
– Kładź się spać, Bożydar. Wiemy, wiemy, jesteś dorosły, a dzisiaj sobota. Ale w niedzielę rano trzeba iść do kościoła. Jak to: dlaczego?! Bo tak trzeba, bo tak każe religia i obyczaj! I nie rób takich min, bo to niegrzeczne.
A potem identycznie w pracy. Kiedy pytał, dlaczego trzeba robić tak, a nie wolno inaczej, na ogól słyszał od szefa: bo tak mnie nauczono, bo tak robią wszyscy, bo tak SIĘ to robi, więc tak jest dobrze.
TRADYCJA! Która zawsze i nieodmiennie okazywała się w końcu hipokryzją albo oszustwem dla wymuszenia czegoś od kogoś. Na przykład w kościele (posłuszeństwo i taca), w polityce (posłuszeństwo i taca), w szkole i pracy (posłuszeństwo), w instytucjach charytatywnych (taca)…
Dlatego właśnie Bożydar Pompatyl znienawidził wszelką tradycję i zasady dobrego wychowania. To go popchnęło do czynów buntowniczych, a mianowicie do ukończenia studiów filologicznych, a następnie – po kilku latach pracy w pocie czoła – dochrapania się stołka dyrektora znanego i dużego Wydawnictwa. Żeby go już nikt nigdy za nos nie wodził. Żeby już nigdy nie przyszła do niego ta upierdliwa, zatęchła tradycja.
Tępił ją na wszystkich polach.
W Wydawnictwie „Pompa & Styl”, którym zarządzał, od pierwszego dnia swojej kadencji wyeliminował wszystkie tradycyjne gatunki i style literackie. Zabronił wydawania powieści z trójdzielną kompozycją, z chronologiczną narracją, ciągłością akcji i dialogami. Kazał wydawanym przez siebie pisarzom i poetom zapomnieć o znakach przestankowych (dopuszczając tylko akapity i wersyfikację w szczególnie uzasadnionych przypadkach). Surowo zabronił wydawać wiersze rymowane, a tym bardziej rytmiczne i melodyjne, ze zrozumiałą metaforyką, spójnym obrazowaniem i jasną pointą. Patos, inwersja, retoryka, klasyczne środki lirycznego wyrazu wzbudzały w Pompatylu odruchy ludobójcze – gdy ujrzał taką rzecz, lepiej było trzymać się od niego z daleka i nie słyszeć wyzwisk, które mogły zabić wrażliwą duszę poety. Absolutnie niedozwolone stały się wszelkie treści podniosłe, jak patriotyzm i święta narodowe, wiara i obrzędy religijne, miłość i zwyczaje rodzinne... Obyczajowość, savoir-vivre czy folklor mogły występować tylko i wyłącznie w utworach satyrycznych. Wyświechtane słowa i sformułowania, których nie wolno było używać literatom wydawanym przez „Pompę” (pod karą dożywotniej ekstradycji z półek Wydawnictwa), wisiały wypisane na kolorowych planszach na ścianie biura: MIŁOŚĆ, KOCHAĆ (chyba że w sensie czysto cielesnym), KSIĘŻYC, GWIAZDY, RÓŻE, SŁOWIKI, ŁZY, BŁĘKITNY, ZŁOCISTY, SREBRZYSTY, TWE, ME, ACH, OCH. Zresztą wisiało ich tam dużo więcej, ale te najbardziej rzucały się w oczy.
Kiedyś długoletni poeta przyniósł do „Pompy & Stylu” nowo zmontowany tomik z odwieczną prośbą o wydanie. Dyrektor Pompatyl przekartkował szybko maszynopis – i nagle zatrzymał przelatujące mu przed nosem kartki palcem, wsuniętym gwałtownie między dwie z nich.
– O! – zawołał i tym samym palcem popukał w dwa słowa jednego z wierszy – O! Tu! Jest rym! Widzi pan?!
Nieszczęsny poeta wytrzeszczył oczy i wyszeptał prawie bezdźwięcznie:
– Ale… to nie… niechcący… to tak wyszło tylko.
– Tak wyszło?! Rymy panu niechcący wychodzą?! No to jest pan nieudolnym poetą! To niech pan zabiera te swoje wypociny i odda je jakiemuś szmatławemu wydawniczonku, o, na przykład „Tradycjonaliście”! Bo u nas, w „Pompie & Stylu”, nie zrobi pan dalszej kariery! Żegnam pana i dziękuję za współpracę.
Tak stanowczy potrafił być dyrektor Pompatyl w starciu z tradycją, mimo, że normalnie rzecz biorąc, bywał człowiekiem przesympatycznym i pełnym uroku osobistego.
Kiedy w Fajflandii powstało pierwsze Towarzystwo Nieprzyjaciół Tradycji i Nakazów Moralnych, natychmiast się do niego zapisał i stał się jednym z najbardziej aktywnych działaczy tej formacji. Natychmiast wysmażył dość sporą broszurę, wydaną pod patronatem TNTiNM, pt. „Hamujący wpływ tradycji na rozwój narodów i jednostek ludzkich”. Stwierdzał w niej, że wszelkie święta i obyczaje – kościelne czy świeckie, ludowe czy dziejowe – mają podłoże pogańskie, wywodzą się z myślenia mitologicznego i są wyrazem hołdowania bożkom, bożyszczom, legendarnym i pół-legendarnym herosom oraz zdarzeniom, które w rzeczywistości wyglądały całkowicie inaczej niż się je przedstawia. Tak więc – zdaniem autora – należałoby znieść wszelkie uroczystości i obrzędy, i związane z nimi wierzenia polityczne, historyczne i religijne, gdyż nie ma nic bardziej uwsteczniającego.
Broszura cieszyła się wielkim uznaniem w kręgach TeeNTiNeMowskich, zaś autor doczekał się bardzo prestiżowej nagrody Fafike w wysokości dwóch tysięcy fajfli i dwudziestu centymetrów statuetki wyobrażającej tę boginię, ufundowanej przez Prezesa Towarzystwa Nieprzyjaciół Tradycji – Ramona Zajedwabistego (właściciela znanej w Fajflandii firmy projektanckiej Nowomoda Sp. z o.o.). Zaraz po ukazaniu się broszury w księgarniach, poczuło się powiew nowego ducha w Republice Fajflandii: zaczęto bojkotować stare słowiańskie święta i obrzędy, a wprowadzać na ich miejsce nowe, zagraniczne tradycje, zapożyczane za pośrednictwem dużo młodszych kultur, głównie amerykańskiej. Na przykład zamiast Nocy Świętego Jana (zwanej Nocą Świętojańską lub – według jeszcze starszej tradycji – Nocą Kupały), wprowadzono z Ameryki anglosaskie Walentynki, a zamiast opisywanego przez pewnego wieszcza obrzędu Dziadów w dniu Zaduszek (czyli wywoływania duchów zmarłych i modlenia się za nich), zaczęto kultywować w tym dniu celtycki (ale uproszczony przez Amerykanów) obrzęd przebierania się za duchy i upiory, zwany Halloween. Bardzo szybko się te zwyczaje przyjęły, bo naród fajflandzki należy do bardzo pojętnych i otwartych na wszelkie nowinki. A to był dopiero początek.
Dyrektor Pompatyl postanowił też nowocześnie wychować syna – zdrowo, rozwojowo i z daleka od sztywnych nakazów moralnych. W tym celu wziął się za studiowanie wszystkich dostępnych mu materiałów na temat bezstresowego, demokratycznego wychowywania dzieci oraz edukacji za pomocą Internetu, wyłapując z nich to, co najwartościowsze: samodzielność, bezstresowość, prawo dziecka do prywatności i osobistych tajemnic, nieingerencja w świat jego marzeń, pozostawianie wolnego wyboru itd. Utwierdzało go to wszystko w przekonaniu, że jest świetnym i nowoczesnym ojcem, ponieważ bardzo rzadko ingeruje w życie syna – zazwyczaj nie ma na to czasu (ani ochoty).
– Wolno ci wychodzić na podwórko – mawiał do Gabrielcia – ale ani kroku dalej i tylko pod warunkiem, że nie będziesz gubił kluczy. Zrozumiano?
– O rany, ale wy jesteście tradycjonaliści! – westchnął mały Pompatylek – Po co mam wychodzić na podwórko? W domu mam komputer z Internetem, grami, filmami, po prostu z oknem na cały świat!
„Właściwie ten mały ma rację. – przyznawał Bożydar z dumą – Ależ to inteligentne dziecko! No pewnie, przecież moje!” I znów solennie postanawiał niczego nigdy nie narzucać swojemu synowi, jak nakazywano i zakazywano jemu w dzieciństwie. „Po co? – myślał – Przecież to przemoc! A i tak wszystko, co się człowiekowi siłą wciska do głowy, kiedyś obudzi jego bunt i przekorę, i będzie robiło dokładnie odwrotnie. To jest zgodne z prawami fizyki: wahadło.” I nagle zrobiło mu się jakoś nieswojo, bo przez moment miał wrażenie, że i on został zagarnięty przez tę potężną siłę prawo-lewą, lewo-prawą, prawo-lewą… Więc może i Gabryś? Ale nie, przecież to niemożliwe, wszak obaj są tak inteligentni i niezależni!
Tymczasem Gabriel – jak to dzieci niepotrzebne – w braku lepszych wartości napawał się wzorcami z gier pełnych przemocy i zabijania, z filmów pełnych chamstwa i śmierci, z ulicy pełnej prostactwa i brudu. Nauczył się kląć, pluć, bekać, puszczać głośne bąki, bić się, wrzeszczeć nocami, siusiać na ściany budynków i na drzewa w parkach, palić papierosy w szkolnych toaletach, pić piwo w bramach i pod parkanami. Był bardzo pojętny. Marzył o wielkim, srebrno-czarnym motorze bez tłumika, który będzie zwalał z nóg wszystkich w zasięgu trzech kilometrów, a niemowlęta zabijał. Zdarzało mu się już męczyć owady i inne pomniejsze zwierzęta w poszukiwaniu mocnych wrażeń i ciekawych doświadczeń. I rósł, rósł, rósł…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ciekawe opowiadanie o tym co jak mi się wydaje, nieuchronnie do nas zmierza. Mam tylko nadzieję, że nie będzie dokładnie w takiej postaci jak ta opisana tutaj ;)
Duży plus za poruszenie tematu wychowania. Uczmy nasze dzieci, rozmawiajmy z nimi, a nie wbijajmy do głowy "swych" mądrości. I słuchajmy, co mają do powiedzenia.
Dobrze się czytało.
Pozdrawiam Oxyvio J. i pozdrawiam całą Fajflandię ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kenal, dziękuję za mądrą interpretację i komentarz. Bardzo się cieszę, że podobało Ci się moje opowiadanie. ;
Ja też mam nadzieję, że taka rzeczywistość nie trafi do nas w aż takiej postaci - jest to groteska, pewna literacka karykatura, przerysowanie - ale jednak pokazująca realną rzeczywistość. Uważajmy, co robimy! Bo na razie - jak widzę - niszczymy tradycję do zera, bo wkurzono nas hipokryzją i przesadą w tej materii. Ale wyzerowywanie tradycji to przegięcie w drugą stronę. I grozi to pozbawieniem wszelkich wartości naszych dzieci.
Masz rację: nie wolno im niczego narzucać siłą, ale trzeba z nimi ROZMAWIAĆ.
Pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Są różne szkoły.
Modna to ta, która głosi brak wymagań.
Inna zaś, że tylko przez stawianie wymagań, stopniowe podnoszenie poprzeczki można osiągnąć wysokie wyniki. Ja jestem zwolennikiem tej drugiej szkoły. Zbyt dużo widziałem potwornych porażek rodziców i ich dzieci wynikających z odejścia od stawiania jakichkolwiek wymagań w imię bezstresowego wychowania.
We wszystkim musi być umiar.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...