Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Z bagna rodem


Rekomendowane odpowiedzi

PROLOG.


Siedział w ostatnim rzędzie wielkiej sali konferencyjnej. Pan Minister zawołał:
-Czy jest na sali pan eR?
Wstał i podnióśł dwa palce, powiedział -jestem.
-Poproszę do mnie na scenę.
Poprawił dzinsy i poszedł.
"Mógłby pan przyjść w krawacie". Przepraszam mruknął.
Dekoruję pana Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski w imieniu Prezydenta Rzeczypospoliej Polskiej.
Koledzy pili a on z nimi.
Dowiedział się póżniej, że dobrze sobie radził z powodzią na Dolnym Śląsku w 1997 roku.
Własciwie to było wiele zabawy. W małym miasteczku zabrała woda most. Pojechał, bo transport międzynarodowy stanął. W miasteczku był mostek do wykorzystania, ale Burmistrz był niezbyt dysponowany. powiedział nie. Znalazł Zastępcę, który był dysponowany, zaproponował kasę na odbudowę przejazdu
przez miasteczko -powiedział tak. W ciągu kilku godzin nocy droga była przejezdna.
Ale obok trasy stały resztki domu, konstrukcja pruska ledwie żyła. Siedział w kalesonach, nogi zwieszone nad
ulicą. Na ścianie cień po portrecie małżeńskim. Powiedział : "Kurwa, rynnę mi zerwało".

P.S. Udało się zafundować mu willę.

Po dwóch miesiącach zrezygnował z bardzo wysokiego stanowiska, wygrał konkurs i słyszał codziennie na schodach w windzie :Dzień dobry panie Ministrze.
W ciągu dwóch lat ministrowania zdążył uzgodnić trasy przebiegu autostrad przez Polskę, a nawet wybudować
ze sto kilometrów. W okolicy Wrocławia wzdłuż A8, pan Profesor, o litewsko pisanym nazwisku,
wykrył (zgadł), że w Lesie Pilczyckim może mieszkać rzadki ptaszek. Zlecił panu profesorowi opracowanie sposobu uszanowania ptaszyny. W oddali od autostrady zainstalowano głośniki ze śpiewem tego ptaszyny (głos naśladował pan profesor). Nie wiem do dzisiaj, ani nie wie profesor, czy ten ważny ptaszek tam mieszka. Sprawa ma dzisiąj (autostrada już czynna) szczęśliwy stan. Z ludżmi zawsze było łatwiej niż z ptakami, żabkami, nietoperzami, roślinami i innymi.
Pan Minister poprosił rankiem, kazał kawę, pokazał na mapie i zapytał: Gdzie Pan chce być ważniakiem, bo muszę Pana wywalić, nie wiem dlaczego.
Wylądował na bruku z bardzo zaszczytym orderem.

Na szczeście w wilii w Górach Bardzkich mógł spokojnie powspominać.

PÓŁ WIEKU WCZEŚNIEJ.

Urodził się na bagnach poleskich polskich, obecnie Białoruś. Aniołów tam nie było, tylko mama, reszta to czarty. Tata, syn hrabiego pod Smoleńskiem, uciekł przed
sowietami razem z rodzinką. Zostawili na zawsze 800 hektarów ziemi. Nazywano ich Przekami, od polskich sz, szcz. Pszeków należało poniżać i bić. Dzieciaki wracały do domu ze szkoły posiniaczone i zakrwawione. Skargi do milicji kończyły się prostym poszli won, przecież jesteście Pszekami.
W Piaskach Starych była gorzelnia, tam znależli chleb jako robotnicy. Rodziców pochowali na polskim cmentarzu obok grobu hrabiego i jego żony. Ojciec. Józef. ukończył porzadną przedwojenną szkołę stolarską. jako pracę końcową wykonał dla siebie warsztat stolarski z kompletem narzędzi, są do dzisiaj. Umiał robić i naprawiać wszystko - maszyny do szycia, rowery, strzelby myśliwskie i resztę wiejskiego świata.
Ożenił się z piękną Marią, miejscową. Maria w przedwojennym Domu Ludowym uczyła się być żoną i matką.
Nauczyła się prać, gotować, szyć, robić na drutach, kisić, suszyć, wędzić. siać, kosić, pędzić bimber ze wszystkiego, nawet z piasku i śniegu.
Kiedy budowali dom, drewniany, kryty słomianą strzechą, maluchy już pomagały. Po kilku latach było ich
sześcioro. Ciotka Helena z mężem Mitią nie mogli mieć dzieciaków, pomagali też, ale za pasanie ich krowy.
Rosyjcy sąsiedzi, Mszarowie, donosili na ojca, że szpieg i naprawia pistolety.
W końcu aresztowali i wywieźli. wrócił niespodziewanie po 3 miesiącach, cały i zdrowy. Okazało się, że w radzieckim więzieniu został wezwany do kamandira, który kazał mu naprawić pistolet, pełen amunicji. Ojciec naprawił. Okazało się, że w Katyniu też mu naprawił spluwę. Ot takie losy.
Dostali 30 arów od kołchozu. Szczęście! . Mama uprawiała warzywa, siała len, ttkała, szyła ciuszki.
Tato robił okna, drzwi, pracował w gorzelni jako mechanik maszyny parowej.We wsi były 3 rowery, mieli je dygnitarze partyjni. Jeden z nich, co wynalazł rower u Niemca na strychu w czasie wojny ojczyźnianej potrzebował okna do nowego domu. Ojciec zrobił i na zapłatę dostał rower. Ale było!
Chrzestnym był Diadia Łukasz, Główny Księgowy (Gławbuch) w gorzelni. Żadna go nie chciała, bo durak, a spirt darmowy. Diadia Łukasz był inwalidą wojennym, bez nogi, Kierował wiatrakiem i magazynami zboża kołchozowego, Zimą. kiedy nie było co jeść. nasz bohater ze starszym bratem sankami przemycali worki ze zbożem, na chleb. Diadia Mitia i ciocia Helena nie mieli dzieci, ale mieli krówki, które trzeba było pasać. Wczesnym rankiem, kiedy zabierał krówki, podkradał chleb cioci Heleny. ale przyłapany, pasał głodny.
W rosyjskiej szkole podstawowej starsza pani nauczycielka miała sentyment do Polaków. Uczyła starannie,nawet zabronionych polskich poetów.
Nauczyciel WF kazał strzelać z karabinka do krzyża na wieży cerkwi, ....nie trafiał.
Obok szkoły był sracz, kawałki Prawdy na gwoździu, trudno było się dopchać. Do szkoły prowadziły dwie drogi. Letni trakt z błota i zimowy kanał, śmigał na jednej łyżwie zrobionej z kawałka drewna i drutu z uchwytu wiadra.
Nauczycielka była bardzo piękną Rosjanką, kochał się jak wielu, ale...
W klasie, ławkę z tyłu, siedziała bardzo ładna dziewczyna, napisała kiedyś kartkę " ty oczień charoszij malczik", miał kompleksy, krzywe nogi, szeroki nos i do tego Palak. Szkoda.
Pewnego dnia do szkoły przybyła pani psycholog aż z Moskwy, badała każdego i klasyfikowała. Ty budiesz uczitiel, ty sołdat, a ty poet. No i dostał opiekuna od poezji, pisał wiersze. Publikowano je na tabło pocziota w szkole. Musiał studiować Puszkina, Lermontowa, Achmatową i innych.
Konia nie wolno było mieć. Koń to kołchozowy funkcjonariusz. Ale, można było bez ograniczeń wziąć sobie konika z kołchozowego pastwiska, pogalopować, zaorać działkę, zabronować, oborać kartoszku, no i odprowadzić do kołchozu.
Krówki miały inny status, rodzinny. Robiły obornik, zwany chlebem. Można było mieć nawet dwie, Pasanie krówek było sztuką. Świnki 2-3 też można, ale zabijać, nie! Potrzebna zgoga sielsowieta. Ale się zabijało, smażyło, grilowało.
Pasanie krówek było sztuką. Trawy na łąkach i w rowach były wygryzione do ziemi. Trzeba było pilnować, oszukawać kołchozowych stróży na koniach i dokarmiać krówki na kołchozowych łanach zbóż. Krowa do domu musiała wrócić pękata. Pasać mogli tylko chłopcy. Ważną zabawą było porównywanie członków, rekordzista miał prawie do kolan. Nasz bohater nie startował z powogu kompleksów.

Za jeziorem Czarnym znajdowały się Budy-centrum bagien, siedziba diabłów oraz wójostwa, wój był leśniczym, ciocia rodziła dzieci, pędziła bimber i wekowała wszystko. Dzieciaków napłodzili pięcioro. Prez jezioro płynęła rzeka. Zimą nad rzeką powstawał dach z olbrzymich płatów lodu, pod dachem raj dla łyżwiarzy i rybaków.
W 1939 bolszewicy nie odkryli Bud, bo wiatry wiały nie w te strony i nie wyniuchali bimbru cioci. W 1941 hitlerowcy nie odważyli się na wizytę, bo diabeł. Wójostwo spokojnie wychowywało dzieciaki. Ale w 1945 wiatry sprzyjały czerwonoarmiejcom i bimber zgubił wójostwo. Zostali wywiezieni na Sybir. Dzięki Andersowi wylądowali w Londynie, pokończyli studia, kupili domy i td. Nasz bohater odwiedzał, pracował na czarno, nauczył się angoelskiego, dowiedział się o Katyniu.
Pomiędzy pastwiskiem a jeziorem Czarnym była polska górka-zrójnowany cmentarz. Grobowiec hrabiów był zdewastowany. Pastuchy właziły przez otwór i wygrzebywały kosteczki. Obok groby dziadka i babci, zawsze obesrane. W dniu zmarłych sprzątali z ojcem i układali krzyże z kamyków. Cmentarz prawosławny, gdzie spoczywali przodkowie mamy, był nawet ogrodzony.
Niedaleko, nad jeziorem Białym, były ruiny kościoła katolickiego, baz dachu, ołtarza, krzyża. Spotykali się tam katolicy, w tajemnicy, modlili się o Polskę.
Urodziło się siódme, siostra. Lekarz powiedział mamie "bolszie nielzia rożat'". No to klops.
Nareszcie wykorkował Stalin. Ojciec do ostatniej chwili czekał na ofensywę aliantów, gówno wyszło.
Wypili z przyjaciółmi beczkę bimbru, upędzonego przez mamę, z kartofli, i tata powiedział spierdalamy do Polski. Wypili jezscze.
Rankiem tata sprzedał dom, narzędzia, ciuchy i pojechał do sielsowietu. Dostał po ryju i znowu pili z sąsiadami. Wreszcie Mama powiedziała żeby wydać kasę na łapówki. Pomogło (ach ta Mama!).
Tata zrobił parę skrzynek ze skrytkami na parę groszy i rzeczy, mama narobiła weków.
Przyjechał zis5, załadowali. Przyszli koledzy ze szkoły, namawiali " ostań". Powiedział "prijedu k wam tankom".
Nie prijechał, bo nie ma tanka.
Załadowali rodzinę i dobytek do towarowego wagonu, powiedzieli "proszczajtie durnyje Palaki".

NARESZCIE POLSKA!

Za polską granicą Ameryka, proszę, przepraszam, dwa przedziały wagonu osobowego. Ojciec wyskoczył po polską wódkę z czerwoną nalepką i polskie papierosy. Zawieźli do Pszczyny na punkt repatriacyjny. W tej ameryce dostawali trzy posiłki, nawet kieszonkowe, gazety, książki. Uczyli się polskiego. Podczas spacer po mieście pierwszy raz w źyciu spotkał krzyż z Chrystusem. Napisał wtedy:

ROZMOWA

na drewnianym krzyżu
Chrystus
wydłubany sercem
szczerym
pyta
czego szukasz
odpowiadam
dobra
powiada
idź
masz czas

jeszcze


Po kilku tygodniach wywieziono na zachód, do pegieeru. Ale luksus. Mieszkanie, meble, działka, komórka. Ojciec pracował jako stolarz w miejscowym pegieerze (Państwowym Gospodarstwie Rolnym). Dzieciaki chodziły do szkół. Mama robiła to samo co i w Związku Radzieckim. Kuchnia, dzieciaki, działka, bimber dla taty i td, ale na swoim i w Polsce. Pomagał wujek, mąż siostry taty z sąsiedniej wsi, ale z umiarem. No i prawdziwy katolicki kościół.



SZKOŁY.

Na Bagnach Poleskich w Starych Piaskach ukończył jako atlicznik podstawówkę oraz pierwszą klasę ogólniaka. W Polsce został ulokowany w Zawodówce Budowlanej. Dojeżdżał Starym rowerem 20 km w jedną stronę. Ale przyszła zima i wylądował w internacie. Teran już nie był Przekiem tyko Rusem. Nosił szerokie spodnie i wiedział, że znowu jest nikim. Ale nauczycielka fizyki postanowiła wyplenić akcent rosyjski. I znowu źjemia miała być ziemią. Po dwóch latach było super!
Nauczycielami murarstwa tynkarstwa i konserwacji zabytków byli nie mgr inż, , lecz przedwojenni mistrzowie fachu.
Szkołę ukończył z wynikiem super, kilkoma kontuzjami z budów oraz bliznami od przyjaciół z internatu no i kompleksami wobec dziewczyn (mały, krótki i tp).

KOBIETY.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
  • 11 miesięcy temu...
  • 3 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...